Tym razem zaprezentuję trzecią z kolei technikę, po "wkręcanej" i "wklejanej" (umownie je nazywam w ten sposób- kto będzie ciekawski przejrzy bloga i sam uzna czy trafnie :) ), tworzenia woblera jednoczęściowego. Nazwę ją "składaną".
Proces produkcyjny nie jest mojego autorstwa- jest on znany wśród rękodzielników od dawna. Jeżeli różni się od klasyka- to tylko szczegółami.
Pozwolę sobie znowu wspomnieć o twórcy z Japonii- Ginei Ginkuni, który ,mniej więcej, stosuje tę "składaną" technikę. A przy okazji miażdży precyzją. Robienie woblerów zamienia w sztukę.
Poniżej zamieszczam film jego autorstwa, który przybliża technologię produkcji woblerów bezsterowych. Nic, tyko podziwiać i uczyć się ;)
I jeszcze jeden film z Ginei i jego
przynętami w roli głównej. Tym razem bardzo ciekawy wywiad, pokazujący
między innymi domową manufakturę naszego japońskiego kolegi :). Proszę zwrócić uwagę na spokój, jaki wyziera nie tylko z twórcy ale i domowego warsztatu- może tak właśnie wygląda wędkarski Eden :)
Wracam jednak do mojej woblerowej kuchni.
Składana technika wykonania korpusu woblera ma kilka ważnych zalet:
- Jest czysta- nie wymaga stosowania "śmierdzących" i brudzących klejów lub wypełniaczy- ja stosuję żywicę epoksydową oraz szpachlę samochodową, które mają intensywny zapach (akurat mi zapach żywicy podoba się, ale np. mojej wrażliwej Niuni zwyczajnie śmierdzi ;) i zapewne ich opary są szkodliwe dla zdrowia;
- Jest precyzyjna- stelaż z drutu znajdzie się zawsze na osi wzdłużnej woblera, chyba ,że świadomie korpus woblera zostanie wystrugany niesymetrycznie; montaż obciążenia wykonuje się łatwo i bez dodatkowych czynności ("niebezpiecznych" dla kształtu korpusu), tj. tworzenie dla niego przestrzeni w kształtce przy pomocy pilnika, frezu itp. Te udogodnienia wynikają z faktu strugania kształtki w ostatnim etapie wykonywania korpusu;
- Jest szybka- wstępne przygotowanie korpusu staje się mechaniczne, nie wymaga szczególnych umiejętności:
- stelaż i obciążenie montuje się na początku w prostopadłościennym, drewnianym klocku,
- nie używa się lejących substancji wypełniających; wymagają one przygotowania korpusu;
Główną jest potencjalna podatność na pęknięcie w miejscu pod szczeliną na ster (kolega kiedyś nazwał to miejsce "bródką", he, he) - pod warunkiem, że używamy drewna balsy.
Należy pamiętać o tym, że balsa jest materiałem delikatnym. W technice, którą nazwałem roboczo "wklejaną" stelaż był zalany żywicą epoksydową, która po stwardnieniu tworzyła twardy (ale kruchy) trzpień wzmacniający korpus woblera. Ta kruchość żywicy jest z kolei jej wadą. Mianowicie przy większym nacisku (np. na zaczepie) nie odkształci się do pewnego stopnia tylko złamie, tracąc w ten sposób walor wzmacniający.
Jak w takim razie wzmocnić ten element korpusu woblera, by zminimalizować jego uszkodzenie w trakcie walki z zaczepem, w którym zaparkowało nasze cudo klinując się sterem?
Pomijam tu sposoby "wyjścia" z takiego zaczepu bez użycia siły, bo to zupełnie inny wątek.
Dla mnie idea łowienia woblerem zaczyna się z założeniem, że połów ryb łososiowatych przy pomocy wędki ma być przede wszystkim finezyjny a przy okazji skuteczny. Pod słowem "finezja" kryje się także "hand made" :).
O ile łowienie tzw. żelastwem nazwijmy umownie rąbaniem drzew... Wiem, że to niesprawiedliwe porównanie! Łowienie na wahadła, np. pana Pawła Burzyńskiego to niczym łyżwiarstwo figurowe na lodzie :) ... ale, gdy się upadnie na pupę to co najwyżej pęknie lód ;).
....O tyle łowienie woblerami porównajmy do Aniołków Baletu Bolszoj :). Tego się nie "dotyka" łapami, jak bochny chleba ;).
Pomocne jest przekonanie, że nie jedzie się "na ryby", tylko, by "powędkować" :D
... w każdym razie umocnić trzeba :).
Po nacięciu szczeliny na ster wkleimy go na mocno wiążący klej, np. distal dwuskładnikowy, długo schnący (jest mocny i w miarę elastyczny). Natomiast w sterze wykonujemy "gniazdo", w którym utworzy się grubsza warstwa masy klejowej- w połączeniu z drewnianym korpusem i poliwęglanowym sterem to wszystko będzie tworzyć wzmocnioną tarczę ochronną :).
A co, gdy i to nie pomoże?
Cóż... kotwice też nie rozginają się, żyłki pękają, plecionki rwą się na zaczepach ... wędkarze wściekają :)...
Wyznaczam z obu stron oś wzdłużną:
Przecinam klocek wzdłuż osi (ostrożnie):
W moim MacGyverze jest dłutko- pewnie lepszym rozwiązaniem byłoby dłuto- ja tego nie wiem, bo nie mam- mam dłutko :) :
Na poniższej fotografii nie za dobrze widać, że jest to wewnętrzna część klocka z odrysowanym kształtem woblera. Dłutkiem wyżłobiłem "ścieżki" dla ołowiu i stelażu:
Z uwagi na fakt, że mój stelaż nie będzie zalany żywicą epoksydową a tylko klejem wikolem obwiązuję mocną nicią ramiona oczek, zwracając szczególną uwagę na oczko dolne, którego ramiona związuję razem- na wszelki wypadek (nie widać tego na żadnym ze zdjęć- w przyszłości poprawię):
Wnętrze korpusu przed obwiązaniem nicią i sklejeniem:
"odmierzam" miejsce, gdzie ma rozpoczynać się oczko przednie woblera (patrz post pt. "Korpusy")
...wnętrze klocka pokrywam klejem wikolem- dokładnie, przy pomocy pędzelka:
Nić, której tu nie widać, pokrywam wikolem:
Łączę części korpusu...
.... i ściskam je profesjonalnymi imadłami ;) ...
Strugam korpus do wymarzonego kształtu:
... pokostuję:
...
* * *
Posłuchajmy sobie fragmentów "Robota Czarka" produkcji Kamila Szuszkiewicza:
Parafrazując jednego ze słuchaczy Programu Drugiego Polskiego Radia, który swoją odpowiedzią na pytanie "Kim jest robot Czarek?" wygrał tę wyjątkową płytę - nie wiem kim jest Robot Czarek ale brzmi, jak gość który chciałby polecieć w kosmos :).
Pio Szorstkien też chcieliby wysoko. Celują jednak w wyższe sfery- dla robotów chyba już nie dostępne. I jeśli Pan Bozek wysłucha ich płyty będą mieli jakieś szanse, myślę :)
Co na to powiedzą diabły...
Pio Szorstkien też chcieliby wysoko. Celują jednak w wyższe sfery- dla robotów chyba już nie dostępne. I jeśli Pan Bozek wysłucha ich płyty będą mieli jakieś szanse, myślę :)
Co na to powiedzą diabły...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz