niedziela, 28 grudnia 2014

Wykończenie

Teraz trochę treści na temat prac wykończeniowych, jakie wymaga wobler robiony chałupniczo. 
Przypomnijmy sobie, że ostatnio malowaliśmy aerografem nasze przynęty . Należy pozostawić je na kilka dni w suchym miejscu:
  1. położyć pomalowane woblery na gorący kaloryfer (zaoszczędzimy- bezpiecznie- 2 dni) lub ... 
  2. znaleźć cieplejsze miejsce ;). 
Sposób drugi pozostawiam niedopowiedziany. Obawiam się, że utracę poważanie u niektórych, co bardziej "rozsądnych", czytelników niniejszego bloga :). 

Jednak- żeby nie było- nie ogrzewam ich własnym ciałem :))).

OK. Przynęty zaznały trochę rodzinnej atmosfery, Dajemy je znowu w hard core'owe klimaty- ponownie do piwnicy, by polakierować.
Zwykle jest tak, że w słoiczku roboczym pozostał jeszcze lakier z poprzednich zanurzeń. Stał się on gęstszy w wyniku otwierania przez nas wieczka i kontaktu z wilgocią otoczenia. To nawet dobrze- dzięki temu warstwa lakieru będzie grubsza, a my zmniejszymy częstotliwość schodzenia do mrocznej piwnicy:).

Uważajmy na jeden  szczegół- by strużka lakieru  nie ściekała (skapywała) z woblera do pojemnika  w stylu wolnym! Spowoduje to bowiem pojawienie się małych pęcherzyków powietrza w lakierze, które dostaną się do gęstej cieczy razem z jej kropelkami spadającymi z korpusu, a potem zostaną przeniesione na kolejny korpus w czasie pokrywania serii przynęt. 
Z uwagi na większą gęstość lakieru pęcherzyki powietrza nie zdołają się uwolnić podczas ociekania jego nadmiaru... Jak tego uniknąć? 

  1. Nie lakierować zgęstniałym lakierem (zbyt gęsty oczywiście odpada całkowicie) ;).
  2. Po zanurzeniu przynęty, pozwolić ścieknąć nadmiarowi lakieru poprzez dotknięcie ścianki słoiczka dolną częścią korpusu przynęty (ogonowe oczko na kotwicę) tak, by lakier spływał po ściance pojemnika i nie mieszał się z powietrzem.

Dobrze. Wkraczamy w najważniejszą część produkcji, z punktu widzenia użytkowego naszych przynęt- nacinania szczeliny na ster.

Pomogę sobie fociami:

W pobliżu imadła leży kawałek filcu- pełni on bardzo ważną funkcję- zabezpiecza korpus woblera przed porysowaniem, gdy jest wkręcony w szczęki:



  1.  cienkopis- do narysowania linii cięcia szczeliny na ster;
  2. nożyk- do trasowania wstępnego linii cięcia szczeliny na ster- robię to w ten sposób, że wykorzystuję ostrze nożyka, jako linię odniesienia i mniej więcej szukam odpowiedniego kąta, pod jakim będę nacinał. Następnie wycinam linię w lakierze przynęty i powielam ją cienkopisem (patrząc pod światło i pod odpowiednim kątem znajdziemy mikro ślad po nacięciu).
Ha! Co to znaczy "odpowiedniego"!? 
Teraz nie będę odpowiadał na to pytanie, bo myślę, że to temat na odrębny post. W kontekście woblerów trociowych napiszę tylko ,że w zależności od tego, jak bardzo jest garbaty korpus i jak nisko znajduje się oś podłużna woblera ten kąt będzie inny. By zamiatało jak trzeba :). 
W woblerach konstrukcji, jaką zwykle prezentuję na fotografiach w tym blogu kąt, o jakim piszę mieści się w granicach 30- 40 stopni  w stosunku do osi wzdłużnej. Rzecz jasna nie wygłupiam się z kątomierzem. To kwestia... ryzyka :))). Lub czuja...
Temu czujowi czasami pomagam wzorując się na jakimś mega zajebiście chodzącym woblerze i staram się odwzorować jego doskonałość :). Pamiętajmy jednak, że rękodzieło z zasady nie ma atrybutu powtarzalności.



rżniemy:
  • powoli
  • na początku podtrzymujemy palcami brzeszczot, by nam nie ześlizgnął się
  • trzymamy brzeszczot równo w poziomie i równolegle do osi poprzecznej




 piłujemy:

  • jak widać na załączonym obrazku, robimy to pilnikiem do paznokci wycyganionym od siostry, żony lub kochanki
  • ja poszerzam rzaz po piłce do metalu inną piłką- do drewna, którą mam w scyzoryku i która akurat robi rzaz prawie 1,5 mm- czyli tyle ile ma nasz poliwęglan przygotowany na stery ;). Dodam, że piła ta jest kur***o ostra i dlatego nadaje się.
Potem oczywiście pilniczek do paznokci.


 ...sprawdzamy sobie, czy szerokość szczeliny jest dobra. Lepiej, by była leciutko na wcisk.


... odsłonięte drewno pokostujemy, a po wyschnięciu lakierujemy cienkim pędzelkiem. Nadmiar pokostu i lakieru pozostałych w okolicach szczeliny wycieramy papierowym ręcznikiem, by nie było trzody:



 Focia kolejna pokazuje ,że ster musi być umieszczony wzdłuż osi podłużnej woblera (mniej- więcej, jednak bardziej- więcej, niż- mniej)




A ta focia pokazuje, że ster musi być również zgodny z osią poprzeczną (chyba dobrze ją nazywam) woblera:


Oczywiście, w pewnym stopniu możemy korygować niezgodności ułożenia steru wobec osi woba, choć my postaramy się ,by tych korekcji było jak najmniej.
Robi się to oczkiem przednim przynęty lub zmianą kształtu steru (przycinanie boków steru)- unikam, bo moim zamiarem jest nadać przynęcie symetrii; lub (to przed wklejeniem steru na stałe) przycinaniem podstawy steru przylegającej do "dna" szczeliny na ster znajdującej się w korpusie. W tym przypadku koryguje się krzywe nacięcie szczeliny na ster w stosunku do osi poprzecznej przynęty... 
Jeśli wobler przechyla się w prawo, ścinamy ociupinkę prawą stronę wspomnianej podstawy, jeśli w lewo- lewą ;). 




Tak właśnie robię na ogół. Jest to proces dość czasochłonny, trzeba poświęcić kilka litrów wody, nalewając ją do wanny, stosować metodę prób i błędów. Do wklejania sterów używam ostatnio Poxipolu przeźroczystego, szybko schnącego (10 min.). Mam więc około 10 minut na ustawienie pracy woblera tak, by nie ruszać oczka przedniego.
Zasada jest prosta- jeżeli wobler przechyla się podczas szybkiego przeciągania w prawo (powinno być szybkie- by zaobserwować nierówność pracy, która w nurcie rzeki będzie ewidentna), ster przesuwamy delikatnie w prawo, jeśli w lewo- w lewo ;). Robimy tę operację naprawdę finezyjnie (m. in. by nie zababrać klejem przeźroczystego steru).


Produkcja steru

Poliwęglan 1,5 mm i nożyce do mięsa:



Moje woblery na Ososie mają ostatnio anorektyczne wymiary ok. 6,5 cm lekko spłaszczone i wąskie; do takich wycinam ster długości ok. 3,2 do 3,4 cm (sporo zależy od głębokości nacięcia szczeliny- inaczej będzie pracował wobler ze stosunkowo płytko wklejonym sterem a inaczej ze sterem wklejonym w głęboko naciętą szczelinę- zależności jest zresztą więcej). 
Płytka poliwęglanowa przedstawiona poniżej ma 3,5 cm x 2 cm:


...


...





... dwie metody rysowania kształtu steru.

Taka...


 i taka ...


wstępne wycinanie kształtu:


podstawę steru "na oko" prostuję


... przycinam jej również krawędzie, by nie zdzierały cienkiej warstwy lakieru, pokrywającej wnętrze szczeliny na ster, podczas wsuwania w nią steru (czynność ta jest powtarzana czasami kilkakrotnie):


Szlifowanie krawędzi- robimy to pod kątem, niektórzy mówią "zaostrzamy" krawędzie steru- by chodził ostrzej i głębiej... w ten sposób możemy również lekko stłumić pracę woblerka, pozostawiając "tępe" krawędzie- zwłaszcza z boku steru:








Mini szlifierka w rękach, w niej zamontowane wiertło stomatologiczne (w tym przypadku). Jeśli majster nie ma podobnego narzędzia może zrobić tę czynność, np. papierem ściernym, lekko szlifując gładką powierzchnię poliwęglanu (uważam, że wówczas należy zrobić szczelinę lekko "luźną" w stosunku do grubości steru- miejsce dla cieniutkiej warstwy kleju).


Porowata powierzchnia nie będzie widoczna, ma dobrze związać ster z woblerem- klej będzie lepiej "trzymał się" powierzchni:



W ten sposób dobrnęliśmy do końca naszej, nieco przydługiej, instrukcji dotyczącej tworzenia woblerów na Ososie. Rzecz jasna pewne elementy są uniwersalne dla wszystkich typów przynęt. 
Przed nami wkrótce powrót do początku- przygotowania materiału, strugania, klejenia kształtowania i takich tam rzeczy związanych z robieniem drewnianych przynęt :). 
Przypominam bowiem, że ten skromny blog powstawał z pewnym opóźnieniem w stosunku do jesiennego rękodzieła Kiederplayera :). Nadrobimy... 
Pozostają testy...

Jak mi wyjdzie zaprezentuję cierpliwemu czytelnikowi filmik prezentujący charakter pracy woblerów Kiedrosia w warunkach łazienkowych. 

Wyszło, w miarę tyle, że w warunkach nie łazienkowych:




* * *

Australijska atmosfera:




... i szwedzka





















czwartek, 11 grudnia 2014

Czyszczenie sprzętu

... przyjrzyjmy się budowie aerografu H&S ULTRA, m. in. po to, by określić, w co mamy włożyć wycior. Opiszę tylko te elementy, jakie wymagają czyszczenia. 
Zwracam uwagę, że poniższa prezentacja dotyczy konkretnego modelu i pewne elementy czyszczenia nie będą miały zastosowania w aerografach innego typu (zapewne dodam w przyszłości wątek dotyczący czyszczenia pseudo iwaty).




A- osłona iglicy (może być zdejmowana jako tzw. koronka) połączona w całość z regulatorem powietrza (aircup)
B- dysza
C- zbiornik na farbę
D- korpus
E- spust
H- iglica

... odkręcamy nakrętkę, by poluzować iglicę:


... na zdjęciu nie widać iglicy, ale przed jej wyjęciem odkręcamy osłonę i delikatnie ją wyciągamy razem z dyszą (chyba, że dysza zostanie na końcu iglicy, to ok- zdejmiemy ją w następnej kolejności, zawsze jednak delikatnie):


... iglicę wyjmujemy niestandardowo- wypychając ją do przodu- w ten sposób nie zabrudzimy farbą korpusu naszego aerografu- plus dla konstrukcji H&S:


... gdy wyjmiemy spust będziemy mogli oczyścić podłużną komorę w korpusie (rzadko, ale jednak może tam pojawić się jakaś nieczystość- wiele zależy od finezji łapek :)). Nie wiem, jak inni użytkownicy aerografów, ale ja nakładam od czasu do czasu smar na końcówkę spustu i częściowo pokrywam nim iglicę- praca z urządzeniem precyzyjnym musi "iść jak po maśle"-  nie ma żadnego "ale":


 
 ... papier dobrze namoczyć w czymś żrącym (w zależności od farby ,jaką malowaliśmy):

 
 
...wacik higieniczny też; w trakcie malowania ograniczamy się do oczyszczenia tylko przedniej części korpusu- pomiędzy wlotem farby ze zbiorniczka a  aircup; warto włożyć go również do otworu, w który wciskamy zbiorniczek na farbę:

 



... w sytuacjach kryzysowych- na odpowiedni wycior nakręcamy odrobinę waty zamoczonej w zmywaczu do farb i robimy to, co na foci (ruchem posuwistym i delikatnie :)



... i od przodu też nie zaszkodzi:



...takie rzeczy to po zakończeniu malowania, ale cóż, niektórzy nie są normalni ;)



... u góry czyszczę zbiorniczek na farbę, tak gwoli ścisłości;



...ważny element czyszczenia- dysza ma być czysta i już (by w trakcie malowania nie kląć, że coś nam nie leci). Kawałek ręcznika papierowego skręcamy w kształt stożka, maczamy w zmywaczu, kręcimy tym w opuszkach palców aż do skutku:



... można sobie pomóc wyciorkiem z nawiniętą watą (byle niezbyt raptownie); ja dodatkowo zatrudniam do tej czynności iglicę od pseudo iwaty i przy jej pomocy przepycham dyszę- zdziwisz się, użytkowniku, ile zaschłej farby tkwi na końcu dyszy (tyle ,co kropka zrobiona na kartce długopisem ale w skali mikro-precyzyjnej to dużo ;):



 ....drogie diabelstwo (ok. 80 zł z wyciorem w zestawie) ale z pewnością pomocne, aczkolwiek nie niezbędne (iglica od pseudo iwaty ;) ):

(źródło: https://www.youtube.com/watch?v=3G8mTmU6M_8)

Rzadko zapycha się wylot aircup, ale zdarza się- dlatego zerknijmy czasami, czy farba nie zapycha nam dziurki od wewnętrznej strony tego elementu:



Tak, jak już wspomniałem- dokładność czyszczenia jest rzeczą indywidualną. Jeżeli komuś dobrze maluje się aerografem z resztkami poprzedniej farby w komorze- spoko.
Sam proces odbywa się szybko- max 5 min.  W pseudo- iwatach ten element pracy z aerografem przemienia się w misję :).
Powodzenia! :)




* * *





wtorek, 25 listopada 2014

Broń

Kilka zdań o sprzęcie, jakim łowię na rzekach Pomorza. Po co? Przede wszystkim, by polecić go wędkarzom którzy łowią głównie na woblery, niezdecydowanym lub otwartym na nowe doświadczenia.

Moją podstawową bronią jest kij, który raczej odbiega od standardu wyznaczonego przez starych, doświadczonych trociarzy.
Od lat łowię na trzymetrową, jednoręczną wędkę o ciężarze wyrzutu 10- 40 g.
Jest to niemiecki kijek sygnowany nazwą Seatrout. Ale pewien recenzent znanej gazety wędkarskiej, napisał że, twórcom wędki tego typu chodziło zapewne o łowienie srebrnych "glutów"  przemieszczających się wzdłuż przybrzeżnych wód niemieckiej części Bałtyku, niż czesanie wody w zakrzaczonych rzekach Vorpommern i targanie lorbasów  :) .
Ja oceniam to trochę inaczej. Łowię nim wyłącznie plecionką (ok. 0,18 mm) i myślę, że nie tyle został on stworzony tylko do łowienia troci z plaży (aczkolwiek nadaje się do tego znakomicie), a raczej do wędkowania  przy pomocy właśnie plecionek.
Szczytowa część jest w nim kluskowata natomiast dolnik odpowiednio sztywny. 
Zatem jeśli chcę wyjąć przy jego pomocy, siłowo, z krzaków, dużego (np. 6 kg) srebrniaka- po prostu to robię :). Chyba, że nie chce... :) Noo ale, gdy srebrniak nie chce to nawet pała tu nie zaradzi.

Ktoś powie, że miękką szczytówką ryby nie da się odpowiednio zaciąć
Moim zdaniem  steelhead 'owatej troci nie da się właściwie zaciąć żadną "pałką", jeśli ryba źle "przylutuje". 
W dobie mody na plecionki  sztywnym spinningiem łatwiej spiąć rybę niż miękkim. Czyż nie?


Rzecz jasna, powyższe słowa nie są w żadnym stopniu kategoryczne. Pod tym względem z wędkami jest, jak z kobietami - wiele zależy od upodobań, a i tak pojawi się moment, że chciałoby się coś innego ;).

Na końcu zestawu zwykle montuję systemik pozwalający połączyć agrafkę z plecionką tzw. węzłem bez węzła. Podobno jest on bardziej wytrzymały niż standardowy. A ja w to wierzę :).
W A.D. 2015 zrezygnowałem z agrafki- teraz tylko ów systemik stanowi element połączenia plecionki z przynętą. Bardziej kłopotliwym jest zmiana przynęty, także prawdopodobnie w porze zimowo- wiosennej wrócę do agrafek. Wydaje się, że zgrabiałymi rękoma będzie zbyt trudno właściwie owinąć plecionkę wokół systemiku.
Nie używam krętlika. Łowię głównie na woblery, które nie skręcają linki. Wolę by końcowy zestaw był zredukowany do minimum. 
Gdy zakładam wahadło na agrafkę, to do niego mam przymocowany krętlik. 
Obrotówek również nie uzbrajam w krętlik. Pewien bardzo prosty system pozwala zrezygnować z tego elementu podczas łowienia tym rodzajem przynęt.

Systemik wykonuję z drutu nierdzewnego o średnicy 0,6 - 0,7 mm (można też kupić):


Należy pamiętać o dokładnym nawinięciu plecionki wokół systemiku (ja robię to ok. 10 x)
 
Zwracam uwagę na wygięty drut - powoduje ,że obrot nie wpada w obrót:)


Mam nadzieję, że pan Zdzichu nie obrazi się, iż demonstruję i dewastuję jego krawacik :)



 
* * *

... Wejdźmy  do głębokiego, muzycznego podziemia.
Jest tam nieszablonowo, połamanie i nie- aksamitnie :)

Assassins of God




...poznałem ich przypadkiem w latach '90. Porysowana "gwoździem" CD z "odrzutu" walała się w koszu, w jednym z berlińskich sklepów i natrafiła na ciekawskie łapki kolegi kolegi :)... 
Zespół z San Francisco znany w europejskich "garażach",a chyba najbardziej w polskich:). 
Rozwala na kawałki niejedną kapelę z powierzchni :).

Piekielna Hella ;)


...a mówią, że ... najlepszym perkusistą jest...


...warto poznać lepiej:




...ciarrrry...*

Natomiast z nimi zapoznała mnie pewna sprytna aplikacja muzyczna- Banshee. Za co jestem jej bardzo wdzięczny :)

Don Caballero



... można odlecieć i bez narkotyków ...  ;)




* od "ciarki" ;)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Co w trawie piszczy

Nie samym holem (i struganiem) człowiek żyje... :)

W związku z tym, ale także w ramach urozmaicenia lektury zaprezentuję szanownym czytelnikom kilka pamiątek z moich wędkarskich marszów, że tak powiem, znalezionych pod kaloszem :).

Parę lat temu, gdy mieszkałem jeszcze w Słupsku- mieście zwanym przez Niemców przedwojennych "Kleine Paris", a przez niektórych Polaków powojennych Perłą Pomorza Środkowego (otoczoną potem gierkowskim*, późnym rokokoko ;) ), na jednej z wędkarskich wypraw nad Słupię strasznie rozbawiłem kolegę "po wędce" tym, że nosiłem ze sobą aparat fotograficzny- specjalnie w celach wędkarskich. Nie mógł pojąć po jaką cholerę aparat na rybach!

Minęło kilka brań i holów a ten wreszcie zrozumiał, że w wędkarstwie nie chodzi wyłącznie o to, by złapać i zeżreć, że aparat fotograficzny jest narzędziem równie ważnym, jak reszta wędkarskiego szpeju... dla niektórych ;).

Także ja zawsze taszczę ze sobą trzecie oko.
Ostatnimi czasy rzadziej sięgam po aparat, z uwagi na brak czasu i konieczność łowienia "z doskoku"- gdy trzeba wykorzystać każdy moment na oddanie rzutu i odpowiednie poprowadzenie przynęty. Zapominam, wówczas o Bożym świecie...

Jest jeszcze sporo dzikich miejsc- takich niszy przyrodniczych, gdzie dogodne warunki mogą znaleźć  określone gatunki owadów, zwierząt i roślin. A im jest ich mniej tym bardziej trzeba pochylać się i zwiększyć skalę...

Wypada zacząć od pani żaby, bo to jeden z częściej spotykanych  nad wodą i najsympatyczniejszych myśliwych:


*Edward Gierek- taki gość , który miał od zaj*****a cukierków w marynarce ;)

...na pewno jest to żaba :)



 Żaba jeziorkowa (Pelophylax lessonae)



Jaszczurka żyworodna (Zootoca vivipara

złapana na zakolach Swochowa nad Słupią



... żyworódka znad Jeziora Hajka pod Koszalinem (ktoś chciał jej zjeść ogon- ale nie byłem to ja :)





Zaskroniec zwyczajny (Natrix natrix)

-akurat ten miał mnie albo centralnie w d***** ,

albo był równie ciekawskim egzemplarzem :)





A to co za Mega UFO ?!

Oleica fioletowa (Meloe violaceus

-spotkasz to lepiej nie dotykaj- jest trująca, 
nawet jeśli nie weźmiesz jej do pyszczka :); namierzyłem ją wśród liści buków w lesie powyżej słynnej kładki w Bydlinie; zrobiła na mnie zajebiste wrażenie:




 Żuk gnojowy (Geotrupes stercorarius)

pokazuję ją (myślę, że to dziewczyna) tylko ze względu na boskie rzęsy 
- mieszka gdzieś nad Wieprzą w okolicach Wilkowic:


Bzyg pospolity (Syrphus ribesi)


 ... może i pospolity - na Daszewskiej Łące wszystko wygląda szlachetniej :)


Rusałka pawik (Inachis io)

  ... chiński mur nad Słupią wydaje się kojarzyć jednostajnie źle...



... jednak  może kiedyś go szlag trafi razem z ...

i będzie tak ,jak dawniej:


 klasyka:

 Bielinek kapustnik (Pieris brassicae)

 w wersji WOW ! ! ! :


 Szablak krwisty (Sympetrum sanguineum

latał sobie nad pewnym oczkiem wodnym pod Koszalinem :



Pszczółka Maja (Apis mellifera)

 - udało mi się ustrzelić ją w locie i dlatego ją tutaj zamieszczam:



Gadziogłówka zwyczajna (Gomphus vulgatissimus)


 Szablak żółty (Sympetrum flaveolum)



 Świtezianka dziewica (Calopteryx virgo)

...nie wiem jak Wam, ale mi kojarzy się niezmiennie z letnim bieganiem za 
Mr. Ososiem  :)



Oczobarwnica mniejsza (Erythromma viridulum)

lub większa (?)

podczas wykładu z entomologii :)



 Pióronóg zwykły (Platycnemis pennipes)




po prostu nartnik:


 jakaś pluskwa- do twarzy jej z tym tobołkiem:



W dziecięcych czasach lubiłem zaglądać w zakamarki domowych pomieszczeń i przyglądać się mrocznym klimatom, jakie tworzyły wokół siebie pająki.  Zwykle czaiły się tam  kątniki domowe, imponujące rozmiarami (i strachem, jaki wokół siebie bezwiednie wytwarzały), tzw. nasoczniki trzęsie (choć wtedy nie wiedziałem, że tak śmiesznie się nazywają), które z kolei bawiły swoim tańcem św. Vita, i inne... 

W sumie ta ciekawość została mi do dziś. Choć teraz nie łażę po zapomnianych strychach- wkładam głowę w trawę, gdy już po rybach. I nie po to, by znaleźć coś strasznego tylko urokliwego :).



Liściak (Nigma walckenaeri)

je muchę (zarąbisty pająk wielkości mszycy)



...kolejny mój ulubieniec:  

Wałęsak zwyczajny (Pardosa amentata)


Należy pochylić głowy- jak dla mnie najpiękniejszy z pajęczaków występujących w Polsce:

Tygrzyk paskowany (Argiope bruennichi)

Łąka Daszewska jest ich królestwem- jeśli chcę sobie je popstrykać- tam z pewnością spotkam Jegomości:



Cofnik (Diaea Dorsata)

- super fajny pajączek, choć ma coś z Kuby Rozpruwacza ;)




Przedstawianie tego pająka jest chyba zbędne

Krzyżak łąkowy (Araneus quadratus)

- widziałem go późnym wieczorem powyżej Łąki Daszewskiej na Parsęcie:



Krzyżak ogrodowy (Araneus diadematus)

... młodzieniaszek wkomponował się w otoczenie:



 Kołosz szczelinowy (Nuctenea umbratica)

-krzyżak nocny- bardzo trudny do sfotografowania z uwagi na tryb życia. Mi się udało na jednym z pomostów podczas zasiadki wędkarskiej i przy pomocy mega mocnej latarki:




Bagnik przybrzeżny (Dolomedes fimbriatus)

jedne z najwspanialszych pająków, jakie (całkiem łatwo) można zaobserwować nad polskimi wodami, na Pomorzu Zachodnim. Te poniżej zostały sfotografowane przeze mnie na Łące Daszewskiej, we wrześniu:



Tego dnia nic nie brało ale do domu wróciłem zadowolony :)

to prawdopodobnie  

Bagnik nadwodny (Dolomedes plantarius), 

bardzo rzadko (podobno) spotykany. Różniący się od swojego krewnego tym, że ma słabo widoczne pasy po bokach odwłoku:





... mam fart-  bagnika nadwodnego ponownie spotkałem nad jeziorem Rosnowskim, na Zielonej Zatoce;

podobno są rzadkie :)

Wymiatała, gdy w mgnieniu oka, razem z kokonem nurkowała pod wodę, 
kiedy zbyt nieostrożnie zbliżałem się z aparatem:


... na szczęście nie miała ze sobą butli :)




Aksamitnik (Clubiona)

- pająk wcinający rośliny

niewątpliwie uroczy :) 


 ... kolejny oryginał

Kwadratnik Trzcinowy (Tetragnatha extensa)

- kiedy poluje lub czuje się zagrożony przyjmuje bardzo wysmukłą pozycję, chowając się za wąską trzcinką:




Darownik przedziwny (Pisaura mirabilis)

z dzieciakami:



... i jego portrecik:




* * *

Czym poluję?

  1. Lustrzanka
  2. Stare radzieckie obiektywy nadające się do makrofotografii, z gwintem typu M42
  3. Tzw. pierścienie pośrednie
  4. Prosty dyfuzor do rozpraszania światła (na siłę zwykła chusteczka higieniczna wystarczy)
  5. Tzw. adapter dla obiektywu M42 

Oczywiście zadka to nie urywa, ale do zrobienia sobie przyjemności, myślę, wystarczy (ale Industar w konfiguracji z odpowiednimi elementami potrafi robić kosmiczne zdjęcia makro):

Helios MC 44M-4 2/58 i Industar 61L/Z MC 50mm f/2.8


 Industar jest praktyczniejszy, ma lepszą rozdzielczość i przepiękny gwieździsty tzw. bokeh*, ale Heliosem można też zrobić sporo, np. bzyg z Daszewskiej Łąki i samica bagnika nadwodnego pilnująca młodych były robione przy pomocy Heliosa.


*bokeh-  (ang. bokeh, boke - "rozmycie") – w fotografii sposób oddawania nieostrości obiektów znajdujących się poza głębią ostrości (źródło-Wikipedia).

(źródło: http://romualdc.deviantart.com/art/Industar-bokeh-199357819)


  U góry pierścienie pośrednie (w różnych konfiguracjach pozwalają zwiększyć skalę odwzorowania), po prawej prymitywny (ale łatwy w przenoszeniu) dyfuzor, po lewej adapter M42:







Pierścienie można łączyć ze sobą i manipulować w ten sposób skalą odwzorowania:






Największym problemem w tym zestawie jest niedobór światła- im więcej pierścieni pomiędzy obiektywem a aparatem tym większe ciemności.