środa, 18 lutego 2015

Wkręcanie

Hej.
Jakiś czas temu spotkałem się z ciekawą, choć mogącą mieć spiskowy charakter, opinią dotyczącą technologii produkcji woblerów i jej wpływu na wytrzymałość przynęty podczas gwałtownego traktowania.
Zanim ją dyskretnie wyjaśnię  (tę opinię) zaprezentuję czytelnikom metodę mocowania tzw. "oczek" do kotwic i agrafki. Używałem jej dawniej, choć obecnie nie stosuję :).
Polega ona na wkręceniu, czy raczej wklejeniu w odpowiednie miejsca korpusu woblera, oczek z ukształtowanymi zakończeniami w kształcie "śrub".
Należy wykonać, w wyznaczonych miejscach korpusu odpowiedniej grubości otwory, w których umieści się klej a następnie ulokuje oczka woblera.





Moje stare woblery były wykonywane właśnie tą metodą. korpusy strugałem z drewna lipowego natomiast klej, jakiego używałem do mocowania oczek w korpusie należał do grupy klejów epoksydowych dwuskładnikowych, długo schnących (podkreślam tę cechę dlatego, że rynek oferuje wersje szybkoschnące cechujące się mniejszą mocą spoiny).




Metoda ta jest pozornie łatwiejsza od tej, jaką przedstawiłem w jednym z postów mojego bloga ("Korpusy"). W rzeczywistości wymaga większej dokładności w wykonywaniu przynęty. I czasu. Ponadto sam korpus powinien mieć bardziej masywny kształt, zwłaszcza w części ogonowej woblera. Po prostu, niezwykle trudno byłoby nawiercić otwór w bardzo cienkiej ogonowej części woblera, jaką np. prezentuję w niniejszym blogu i mogłoby nie wytrzymać naprężeń zwłaszcza w czasie walki z zaczepami. 
Drewno, jakie wybierzemy do wyprodukowania woblera z wkręcanymi oczkami powinno cechować się odpowiednią gęstością i wytrzymałością; zwłaszcza jeśli myślimy o łowieniu ryb dużych i dynamicznie walczących t.j. szczupak czy morski pstrąg. Lipowe jest wystarczająco "zwarte" i "pancerne", by wytrzymać mocowanie nawet z  Popeye'em.
Z punktu widzenia czasochłonności i dokładności wykonania ten sposób montowania oczek jest i bardziej czasochłonny, i mniej estetyczny od metody bazującej na wklejeniu całego stelaża drucianego wzdłuż korpusu woblera.

Kilka słów poświęcę na temat wytrzymałości woblera z oczkami wkręcanymi. Uważam ,że dobrze wklejone oczka w lipowy korpus, przy pomocy kleju epoksydowego są nie do wyrwania przy wykorzystaniu standardowego zestawu spiningowego. "Dobrze", tzn. że śruba jest odpowiednio długa, a klej epoksydowy starannie umieszczony w wywierconym otworze. Ja zawsze wciskałem klej w otwór przy pomocy odchudzonej wykałaczki i dodatkowo pokrywałem nim drucianą śrubkę; następnie powoli wkręcałem ją w otwór (nie wciskałem).
Łowiłem przez lata woblerami skonstruowanymi w wyżej opisany sposób i nigdy nie miałem zdarzenia, by któreś z oczek zostało choćby naruszone przez plecionkę 0,18- 0,2 mm lub żyłkę 0,3- 0,32 mm.
Tym bardziej nie wyobrażam sobie sytuacji, w której wyrywam zalany żywicą "po gardło" stelaż przebiegający wzdłuż korpusu bez pomocy Ursusa C- 330 ;).

Myślałem, że spiskowcom wystarczy prezentacja technologi produkcji woblerów na blogu, ale chyba tu nie chodzi o to, by podpatrzeć tylko o to, by znaleźć słabość...

Kiedyś nad Słupią spotkałem pewnego fachowca w łowieniu Ososi, który przekazał mi arcyważne pouczenia na temat skutecznego połowu:

- że troć jest bardzo płochliwa i  łowca często płoszy ją zanim wykona pierwszy rzut wchodząc jej na "łeb" swoimi gumofilcami;

- że łowić trzeba na długiej żyłce;

- że wahadła mosiężne są lepsze od miedzianych, bo jak Osoś przywali, to w miedzianą wbija "kły" i nie można zaciąć :)

... która porada wydawała mi się najważniejsza? ;)

I trochę podobnie jest z tymi oczkami...

* * * 

Trochę pięknych dźwięków złagodzi atmosferę: 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz